Odkąd pamiętam zawsze było nas troje. Ja- i ich dwóch. Poznaliśmy się chyba w piaskownicy. Jak na ironię losu nasze matki bardzo się lubiły, więc nie dość, że widywaliśmy się codziennie pod blokiem, to jeszcze na wszystkich imieninach, urodzinach, andrzejkach i sylwestrach. Potem poszliśmy do jednego przedszkola, szkoły podstawowej. Chociaż jestem jedynaczką nigdy tego nie odczułam. W mojej głowie zawsze miałam dwóch braci. Nasze drogi trochę się rozeszły dopiero, gdy poszliśmy do liceum. Odtąd każdy z nas miał swój świat, swoje towarzystwo, swoje życie. Chociaż nadal bardzo się lubiliśmy i nadal spotykaliśmy, to nie tak często jak kiedyś. Nigdy nie myślałam o żadnym z nich jak o chłopaku, to byli moi bracia! Byłam pewna, że tak już zostanie. Jednak widać los chciał inaczej. Pamiętam moją osiemnastkę. Jedna z koleżanek z klasy zapytała mnie, który z tych dwóch przystojniaków to mój facet. Zaśmiałam się i powiedziałam: „No coś ty, żaden! Oni są dla mnie jak bracia!”. „No nie wiem”- skwitowała z niedowierzaniem - ”Jeden i drugi połyka cię wzrokiem”. Od tamtej pory, po zasianiu tego ziarenka niepewności zaczęłam inaczej patrzeć na moich „braci”. Po niedługim czasie przepowiednia się spełniła i Igor został moim chłopakiem. Już od samego początku wszystko układało się idealnie, nie mogło być przecież inaczej- w końcu znaliśmy się jak łyse konie. Na studiach zamieszkaliśmy razem i po 3 latach pobraliśmy się. Mikołaj wyjechał na studia do innego miasta i każdy zaczął żyć własnym życiem. Wiem, że to wszystko brzmi jak bajka i takie właśnie było! Wydawało mi się, że jestem szczęściarą, miałam w życiu wszystko jak na zawołanie. Zaraz po studiach dostałam pracę, kupiliśmy mieszkanie, niczego mi nie brakowało. Niczego, oprócz dziecka. Pierwsze myśli o dziecku pojawiły się, gdy moja przyjaciółka zaszła w ciąże. Zostałam matką chrzestną i gdy wzięłam na ręce tą malutką istotkę, poczułam, że sama też chciałabym być matką. Powiedziałam o tym Igorowi i wtedy zaczęliśmy się starać o dziecko. Na początku strasznie się nakręcałam. Dokładnie liczyłam dni płodne, mierzyłam temperaturę, zapisałam się nawet na forum dla kobiet, które rozpoczęły starania. Pierwszy rok minął od owulacji do owulacji. W drugim roku, stałam się bardziej niecierpliwa i chociaż mąż zapewniał mnie, że niebawem nam się uda, ja nie potrafiłam myśleć już o niczym innym. Przez kilka miesięcy kupowałam testy owulacyjne, w końcu wylądowaliśmy u ginekologa, który miał mi wyznaczyć dzień owulacji. Niestety to wszystko nie przynosiło żadnych efektów. „Pewnie jestem bezpłodna”– pomyślałam i chociaż bardzo się bałam, postanowiłam zrobić badania. Okazało się, że wszystko ze mną w porządku. Igor, chociaż bardzo się obawiał wyniku, w końcu też zdecydował się przebadać. Wynik był pozytywny. Oboje jesteśmy płodni – odetchnęliśmy z ulgą i znowu rozpoczęliśmy starania. Niestety na marne. Po czterech latach załamałam się i wtedy się zaczęło. Nerwica, depresja, brak chęci do życia… Zbliżał się Sylwester, a ja nie miałam ochoty wychodzić z domu. Skoro nie miałam ochoty iść na imprezę mój mąż postanowił sprowadzić imprezę do nas do domu. „Mikołaj przyjeżdża, a on zawsze poprawiał ci humor, zobaczysz będzie fajnie!” -namawiał mnie usilnie. Ten mój kochany Igor pomyślał o wszystkim, zorganizował całego Sylwestra i faktycznie było świetnie, na chwilę zapomniałam o swoich problemach, ale pojawiły się nowe. Podczas imprezy Mikołaj i ja długo rozmawialiśmy, on zwierzył mi się z nieudanych związków, ja z tego, że pewnie nigdy nie będę mieć dzieci, chociaż bardzo bym chciała. „Widzisz, trzeba było wybrać mnie! Byłoby o dwie szczęśliwe osoby więcej na tej imprezie!”- zażartował. Ten dwuznaczny żart zabrzmiał trochę jak wyznanie, które oczywiście musiałam rozłożyć na części pierwsze. Po tym Sylwestrze Mikołaj jeszcze kilka razy dawał mi do zrozumienia, że mnie bardzo lubi… w końcu powiedział, że zawsze mnie kochał i kocha nadal. Zaczęłam się zastanawiać jak potoczyłoby się moje życie gdybym wtedy nie wybrała Igora. To okropne, zastanawiać się nad przeszłością, przecież i tak nie można jej zmienić, ale co zrobić, jeśli ta przeszłość może zmienić naszą przyszłość? Niedawno Mikołaj powiedział mi, że chociaż wie, że nigdy nie będziemy razem to zrobiłby wszystko żebym była szczęśliwa. WSZYSTKO? Właśnie wtedy do głowy przyszedł mi ten kretyński pomysł: będę szczęśliwa, jeśli będę miała dziecko, a skoro nie mogę go mieć z Igorem…
Nie potępiajcie mnie, proszę. Niczego złego nie zrobiłam. To tylko moje myśli, moje wewnętrzne rozważania z samą sobą. Bardzo kocham swojego męża i nigdy nie chciałabym go zranić. Bardzo pragnę mieć dziecko. Bardzo zależy mi na Mikołaju i nie chcę go skrzywdzić. Boję się tylko jednego, żeby moja obsesja na tle macierzyństwa nie wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Bo mogę zrobić coś głupiego.
|